środa, 20 sierpnia 2014

Obóz piłkarski

Hej!!!!!!

Wiem, że podczas mojego pobytu w Puławach miałem wrzucić na bloga przynajmniej dwa nowe posty, ale tego nie zrobiłem i za to was od razu przepraszam. 
Najzwyczajniej w świecie nie miałem na to czasu ani siły z powodu codziennych treningów oraz przymusu schodzenia na niższe piętro w poszukiwaniu wi-fi.

Na szczęście już wróciłem. Mam nadzieję, że z nową energią i chęcią działania. Szczególnie potrzebną na obozie piłkarskim, o którym dzisiaj mowa.




Jak na każdym wyjeździe tak i na tym jedną z ważniejszych rzeczy jest miejsce zakwaterowania.
 Tym razem było ono gorsze niż poprzednio. Po przyjeździe miałem wrażenie, że po prostu źle trawiliśmy, lecz prawda była zupełnie inna. Przyszło nam zamieszkać w budynku, który z zewnątrz pozostawiał wiele do życzenia a w środku brakowało miejsca na cokolwiek. W niektórych przypadkach przydałyby się też normalne okna z uwagi, że po treningach przychodzimy spoceni  bez szansy na wywietrzenia pokoju lub ochłodzenie się.

Jednym słowem nie można  oczekiwać pięciogwiazdkowego hotelu za 700 zł :D.

Zaraz po zakwaterowaniu przychodzi czas na poddanie ocenie stołówki i jedzenia, które mogło być lepsze, ale do najgorszych nie należy.
Dla mnie pierwszego dnia, największym szokiem były mega duża ilość osób, która wręcz okupowała to miejsce w godzinach posiłków, przez co każde śniadanie, obiad czy kolacja były walką o przetrwanie. Walką o wolne miejsce :D... Ale można było się przyzwyczaić. Zwłaszcza, że co chwilę koło twojego stolika przechodziła jedna bądź wiele przedstawicielek płci pięknej (lekkoatletki) :P.

Jedną z atrakcji tegorocznego jak i poprzednich obozów były, prawie codzienne, wypady do Biedronki, które pozwalały nam na uzupełnienie swojej "diety" w bogate składniki odżywcze takie jak cukry i tłuszcze w coli, batonach, energetykach, lodach, słodkich bułkach i wielu innych.
Obładowani po brzegi  plecaków wracaliśmy do ośrodka z prowiantem na mniej więcej jeden dzień :D.

Wszystko to przez mordercze treningu do upadłego każdego dnia i emocjonujące mecze w siatkówkę o puszkę coli.

A no właśnie. Na obozie, bardziej niż w poprzednich latach rozwinęły się zakłady. Taki "mini hazard  obejmujący swoim zasięgiem praktycznie wszystko. Od wspomnianych  już meczy w siatkówkę poprzez grę w ping ponga a skończywszy na spalonym planie pt.: "Kto wrzuci ratownika ze stołkiem do wody?" :D.

Po ciężkich treningach przychodził czas na relaks. Zazwyczaj szliśmy na pobliski basen albo po prostu leżeliśmy w pokojach.

Co do tego pierwszego to moim zdaniem był czasami nawet lepszą atrakcją niż wypad do Biedronki...
A zwłaszcza w upały.


Dla nas najważniejsze było to, że miał dwie zjeżdżalnie niestety tylko jedna była spoko. 
Oczywiście jak to my, zjechać normalnie nie potrafimy, dlatego co chwila ktoś wymyślał nowe sposoby. Panowało chyba przekonanie, że im bardziej szalone tym lepsze, dlatego zapewniam was, pomysłów było dużo a  odważnych nie brakowało. 
To samo tyczy się skoków do basenu.
Jeżeli ktoś już miał dość wody to siadał na trybunach i rozkoszował się widokami (if you know what I mean :D) albo po prostu szedł coś zjeść :P.

Niestety nic nie trwa wiecznie... 
Zanim jednak opuściliśmy to miejsce należałoby posprzątać a bałagan był ogromny. Zważywszy na to, że w pokojach mieszkali sami  "młodzi mężczyźni" to moim zdaniem normalka.
Zdjęcia pokoju przed i po ogarnięciu pokoju.


BEFORE

AFTER


Mama nadzieję, że o wszystkich ciekawych  rzeczach powiedziałem.

Miłych ostatnich tygodni wakacji!!!!!!

Trzymajcie się!!!

Do następnego razu!!!!!
Pudel :D



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz